Maciej
Kur, z
wykształcenia scenarzysta (Warszawska Akademia Filmu i Telewizji) i
animator (Warszawskie ASP) Pracował przy serialach dla dzieci (min.
"Hip-hip i Hurra" i "Żubr Pompik"), współautor
serii komiksowej "Lil i Put" (nagrodzonej nagrodą im.
Janusza Christy) oraz scenarzysta Nowych przygód "Kajka i
Kokosza". Prowadzi wykłady dla dzieci na temat sztuki komiksu,
której jest miłośnikiem.
Jaki
był pierwszy komiks, który Pan przeczytał?
Był
to "Mickey Mouse" - ten pierwszy-pierwszy co się ukazał w
Polsce, z okładką, która miała Donalda otoczonego przez rekiny.
Skąd to wiem? Miałem wiele komiksów, które miałem od zawsze,
jednak jakoś ten konkretny wyjątkowo utkwił w mojej pamięci,
pamiętam, że "pojawił się w moim życiu", zabierałem
go z sobą gdy szliśmy w gości i po dziś dzień nie mogę patrzeć
na tę okładkę czy myśleć o historyjkach w nim zawartych by nie
napełnić się potężną nostalgią. Rozwiązaniem zagadki
jest moja mama, która kilka lat temu wspomniała mi jak "byłem
mały w wózeczku" (trzy latka), wierciłem się, wierciłem...
więc kupiła mi po raz pierwszy komiks z Kaczorem Donaldem i nie
mogłem przestać go przeglądać z ogromnym zafascynowaniem. Także
się zgadza! Zagadka rozwiązana, to musiał być pierwszy. Później
rodzice kupowali mi regularnie komiksy, głównie Disneyowskie, ale
każdy inny mnie interesował póki był komiksem. Pamiętam,
też, że u mojej babci były "Tytusy", dawniej mojego
taty, które przeglądałem ilekroć byłem u niej... ku ścisłości
księgi XI, XIV i XVI. Oczywiście wtedy nie miały dla mnie
tytułów czy kolejności. Po prostu istniały dla mnie równolegle.
A
pierwsze zetknięcie z Kajkiem i Kokoszem? Pamięta Pan, kiedy to
było?
Też
bardzo wcześnie. Jednym z owych komiksów, które miałem "od
zawsze" był album "Na Wczasach". Przyznam się jednak
bez bicia, że serią zacząłem się "konkretniej"
interesować trochę później, mając dopiero jakieś dziesięć lat
w górę. Może i dobrze, bo wtedy siadałem do lektury już że
świadomością, że to jest coś kultowego, na czym chowały się
pokolenia (To jak dziedzictwo narodowe!) dzięki temu każdej
lekturze towarzyszyła wielka fascynacja. Zawsze lubiłem czytać
komiksy wyobrażając sobie jak to było, gdy czytali to kiedyś w
pismach i musieli czekać na kolejny odcinek dzień lub kilka. Ciężko
więc by Christa nie był jak studnia inspiracji - jak kreować świat
i historię by tętniła przygodami, znakomitymi postaciami.
Co
Pana szczególnie inspirowało, podobało się Panu?
Podobało
mi się zawsze, że owszem niby była zawsze jakąś intryga ale było
pełno przestrzeni na wątki poboczne, drobne niepowiązane przygody
i całą masę przestrzeni by bohaterowie mogli odetchnąć, pogadać,
a my lepiej ich poznać. To takie relaksujące tempo dzięki czemu
świat Kajka i Kokosza wydawał się wiarygodny i naturalny, a
śliczne chatki i landszafty pomagały sprawie. Aż chciało się tam
zamieszkać.
Który
album Kajka i Kokosza (z perspektywy doświadczeń scenarzysty)
uważa Pan dziś za najlepszy (scenariuszowo)?
To
nie łatwe pytanie bo każdy album doceniam za co innego. Bardzo mi
imponują pierwsze trzy historie, za to jak rozbudowane i bogate były
- to naprawdę większa sztuka niż się może wydawać pociągnąć
taką sagę. Z drugiej strony tam Christa wymyślał na bieżąco,
także jako takiego scenariusza całości nie było. Jeśli więc
popatrzymy na historie do których scenariusze powstały przed
zilustrowaniem [od "Szkoły Latania" w górę] to po długim
namyśle jest "Dzień Śmiechały". Mógłbym napisać całą
analizę czemu konstrukcja tej historii jest świetna. Niby wiele
niepowiązanych przygód, ale wszystkie łączą się w jedną spójną
historie, wiele świetnych komediowych momentów - i rozbudowanych
żartów, jak i subtelniejszych (Zwróciliście kiedyś uwagę na
rybę co wisi z pleców jednej grodzianki? To nawiązanie to
Francuskiej wersji Prima Aprilisa, gdzie dzieci przylepiają sobie
papierowe ryby do pleców - byłem pozytywnie zaskoczony, gdy to
pierwszy raz czytałem, że Christa przemycił tego typu odwołanie)
A i poza humorem jest też miejsce na przygodę i trwogę - cały
początek z Dziadem Borowym.No i wszystko napędzają postacie i ich
osobowości, które tętnią swoim bogactwem. Bardzo lubię kadr,
gdzie Kajko, Kokosz i Łamignat błagają o przebaczenie zrelaksowaną
Jagę. Miło zobaczyć, że i Ona ma swoje momenty figlarności.
Także - To już poza scenariuszem, ale dodam, że to dodatkowo album
w którym Christa miał najlepsze rysunki, ale to już moje zdanie.
Jakie
było pierwsze uczucie, którego Pan doświadczył kiedy otrzymał
Pan propozycję napisania scenariusza do "Nowych przygód"
Kajka i Kokosza? A jakie były kolejne uczucia?
"Wniebowzięcie".
Chyba tak najlepiej to określić. Dzieje się coś surrealnego, ale
mam świadomość, że dzieje się naprawdę. Na pewno dalszymi
emocjami było poczucie obowiązku - mam ciągnąć komiks, wobec
którego wiele osób będzie miało spore oczekiwania, więc nie mogę
ich zawieść. Chcą oglądać tych bohaterów takimi jak ich
pamiętają tylko w nowych sytuacjach. Musi być nowe ale smakować
tak jak je pamiętamy. Równolegle i o wiele silniejszym uczuciem
było silne nostalgiczne podekscytowanie. Mogę pomóc tym bohaterom
przeżyć nowe przygody... Ta ekscytacja towarzyszyła mi przez
cały proces twórczy i całe szczęście bo bym zwariował od
presji!
Czy jest Pan zadowolony z wyniku/ów tego procesu twórczego? I z przeniesienia tego, co Pan napisał na karty przez rysowników?
Jestem
szalenie zadowolony. Miałem wiele czasu by doszlifować te
historyjki, uważam, że świetnie oddały to co chciałem przekazać,
a rysownicy byli idealnie dobrani do ich klimatów i każdy gag czy
ekspresja zostały uchwycone w sam raz. Łamigant i Zbójcerze to
jednak bardzo różne postacie (powiedziałbym nawet, że przeciwne
skrajności jeśli o osobowości idzie) więc oczywiste było dla
mnie, że te historie będą się nieco różnić pod względem tempa
czy dynamiki.
Jak
wygląda scenariusz komiksu napisany przez Pana?
Generalnie
moje scenariusze mają formę storyboardu - czyli sam rysuję taki
komiks. To przede wszystkim sztuka wizualna i tak łatwiej mi się
myśli nad poprowadzeniem opowieści. Ciężej wygrać np. slapstick,
gdy muszę to opisać, a łatwiej po prostu zilustrować by było
jasne o jakie tempo czy siłę uderzenia mi chodzi. Oczywiście to
bazgroły zrobione cienkopisem, którymi rysownicy nie muszą się
sugerować. To tylko wytyczne "co się dzieje" w danym
kadrze. Prawdziwą wersję wizualnej strony zostawiam to ich
wyobraźni i interpretacji - nie mam zresztą problemu jak z dwóch
kadrów zrobią jeden lub vice versa. Oni mają z tym o wiele lepsze
wyczucie.
Czym
taki scenariusz do komiksu różni się od, np., scenariusza
filmowego?
Pracowałem
przy jednych i drugich i chyba przy scenariuszu komiksowym jest
trochę więcej planowania od strony wizualnej ale i tempa. W
filmie mogę napisać,że siedzi dwóch facetów w salonie i gada, a
następnie napisać dialog który mają i koniec. Cięcie. Obojętnie
jakbym się nad tym dialogiem nie napracował to czy scena będzie
dynamiczna i dramatyczna czy będzie się wlec zależy już od
reżysera, aktorów, montażysty... to już w ich rękach.
No
tak...
Jeśli
tę samą scenę przełożyć na scenariusz komiksu, częścią
mojego zadania jest rozbić ją na kadry i nadać tempo. Czy mają w
jednym kadrze kilka dymków czy tylko po jednym. Czy są puste kadry,
gdy ktoś milczy (sugerując pauzy) To taki banalny przykład ale tak
to chyba najlepiej zilustrować. W scenariuszu do filmu mogę po
prostu napisać "wypada przez okno, upada na ziemię". Przy
komiksie muszę to przemyśleć bo zupełnie inaczej czyta się scenę
jak ktoś wypada z okna, a w kolejnym kadrze uderza w ziemię, a
inaczej jak widzimy między nimi kadr w którym spada... a może
spada przez kilka kadrów by było dramatyczniej? A może nie widzimy
upadku tylko już leży? I to nie żarty bo jak to scena na początku
to wpłynie jak czytamy resztę komiksu. Także tak, wydaje mi
się, że przy komiksie trzeba by nieco konkretniejszym jeśli o
przebieg akcji "krok po korku" idzie.
Czy
w Polsce istnieje szansa na zrobienie kariery jako twórca komiksowy?
Jeśli
przez "karierę" mamy namyśli "stałą, pewną pracę
z której będzie się wyłącznie utrzymywał"... niestety na
tą chwilę nie bardzo, czego nie można powiedzieć o Francji,
Belgii czy Japonii. Jeśli natomiast ktoś ma namyśli stworzenie
dorobku który będzie lubiany i rozpoznawalny (przysłowiowe
"wyrobienie sobie nazwiska") i swobodę regularnego
tworzenia - to jak najbardziej, jest to osiągalne. To drugie
jest zresztą o wiele cenniejsze.
Jak
oceniłby Pan dzisiejszy rynek komisowy w Polsce?
Jest
coraz lepiej i lepiej. Nowe wydawnictwa wyskakują jak grzyby po
deszczu (nawet jeśli mają 2-3 pozycje) czy wśród nie-komiksowych
pojawia się coraz większe zainteresowanie - na ten przykład jakiś
rok temu wydawnictwo Sióstr Paulistek wydało bardzo przyjemną
mangę o Św. Teresie. I super! Autorów także przybywa w
wszechstronnych dziedzinach. Jeszcze kilka lat temu poza Tomkiem
Samojlikiem i duetem Maćkiem Jasińskim/Piotr Nowacki pozycji dla
dzieci było jak kot napłakał, teraz dzięki inicjatywie Egmontu
mamy na rynku co roku coraz więcej pozycji do rodzimych
autorów. Komiks przestaje zresztą być u nas postrzegany
jako niszowa sztuka dla dzieci... BA! Na ASP miałem o
nim wykłady. Byłem zresztą bardzo pozytywnie zaskoczony
jakie "Obłęd Hegemona" miał odbicie w nie-komiksowych
mediach. Moim zdaniem wszystko zmierza w bardzo dobrym kierunku
i raczej nie sądzę byśmy prędko zwolnili tempa.
A
w jaką stronę ewoluuje? Czy jest nastawiony na promocję młodych
polskich autorów, czy raczej zadowala się klasykami światowymi?
I
tych i tych. Na komiksy superhero jest ciągle popyt, ale po długiej
przerwie pojawiają się coraz regularniej komiksy franco-belgijskie
("Sisters", "Smerfy", "Sprycjan i
Fantazjo"), ale w ostatnich latach wyłaniają się coraz
odważniej ze swoimi seriami Polscy autorzy. Duże tu brawa dla
Egmontu za ich konkurs na nowy komiks dla dzieci, dzięki któremu
pojawiło się kilka naprawdę interesujących serii.
Między
innymi nagrodzony za "komiks w duchu Janusza Christy" w I
edycji "Lil i Put". Skąd pomysł na takich bohaterów?
Generalnie
te postacie mają genezę w opowiadaniach które pisałem dla samego
siebie, hen-hen w czasach gimnazjum, gdy interesowałem się
literaturą fantasy i grami RPG... jednak charaktery tych postaci jak
i moje własne poczucie humoru bardzo ewoluowały od tamtego czasu, a
już do reszty poszli w inną (o wiele ciekawszą) stronę, gdy
zaczął rysować ich Piotrek. Zresztą na chwilę obecną uciekamy
od trzymania się standardowego fantasy i idziemy we własne
twory. Generalnie nie lubię tworzyć bohaterów, którzy są są
albo 100% dobrzy albo 100% źli. Lil i Put mają w nosie wszystkie
zasady, robią wszystko po swojemu i są kanciarzami... ale jest też
bardzo poczciwa strona, są wspierający dla siebie czy Miksji i choć
mają momenty złośliwości są całkiem sympatyczni. Jest pewna
swojska rodzinna dynamika jaką lubię we wsi Małoludów. Fajnie się
to wymyśla i w przyszłych tomów będę chciał tego więcej.
A
czy może Pan zdradzić w jaką stronę rozwijać będą się
przygody Małoludów?
Mam
wprawdzie sporo pomysłów i scenariuszy ale wole nie wybiegać, aż
tak w przyszłość... Na pewno, będą tylko coraz bardziej
zwariowane i wesołe. Mogę zdradzić, że jest sporo postaci
pobocznych, które będą coraz regularniej powracać w dalszych
historiach czy dostawać większe role. Min. mieszkańcy wsi Lila i
Puta - Świętopełk, Kieszonka i kilka innych postaci, które mamy
ujawnić dopiero w tomie 3... Są zabawni z osobna, ale naprawdę
rewelacyjnie „śmiechowo” jest, gdy są wszyscy na raz i
nakręcają się nawzajem. Niewykluczone, że pojawią się epizody z
Miksją w roli głównej. Lil i Put mają sporą obsadę postaci
pobocznych i chcę się nimi pobawić i porozwijać.
Jest
Pan też autorem scenariusza do, zilustrowanego przez Romana
Pietraszko, komiksu "Żyjesz?. Trzeba przyznać, że jest
to rzecz całkiem inna niż "Lil i Put". Czy była to
jednorazowa odskocznia, czy w przyszłości ma pojawić się więcej
komiksów w tym stylu?
Mam
różne pomysły w bardzo różnych klimatach, choć oczywiście
czekają na odpowiednich rysowników. Najwięcej historii mam
wprawdzie humorystycznych ale jak raz na jakiś czas byłaby okazja
zrobić coś mroczniejszego i melancholijnego jak "Żyjesz?"
byłoby super. Bardzo przyjemnie plotło się tamtą historię,
zwłaszcza, że lubię czasem tworzyć historie bez dialogu. Uważam
zresztą, że to zdrowe by jakiś autor raz na jakiś czas spróbował
czegoś 100% odmiennego i nie dla jakiegoś pretensjonalnego gadania
o "szukaniu różnych sposobów wyrazu", ale zwyczajnie
czasem taki odpoczynek pozwala nabrać nowych pomysłów i
perspektyw. Swoją drogą, Romek zrobił wersję "Żyjesz?"
w kolorze i chciałbym by kiedyś się tak ukazała.
Na
koniec chciałem zadać jeszcze jedno pytanie. Czy, patrząc na
tegoroczny werdykt Akademii Szwedzkiej, za jakieś 10-15 lat, jest
szansa aby jakiś scenarzysta komiksowy dostał Literacką Nagrodę
Nobla?
Jasne!
Możliwe, że nawet i wcześniej! Wszystko jest możliwe! :)