sobota, 29 października 2016

Nowy Kajko i Kokosz - Wywiad z Maciejem Kurem

Maciej Kur, z wykształcenia scenarzysta (Warszawska Akademia Filmu i Telewizji) i animator (Warszawskie ASP) Pracował przy serialach dla dzieci (min. "Hip-hip i Hurra" i "Żubr Pompik"), współautor serii komiksowej "Lil i Put" (nagrodzonej nagrodą im. Janusza Christy) oraz scenarzysta Nowych przygód "Kajka i Kokosza". Prowadzi wykłady dla dzieci na temat sztuki komiksu, której jest miłośnikiem.


Jaki był pierwszy komiks, który Pan przeczytał?

Był to "Mickey Mouse" - ten pierwszy-pierwszy co się ukazał w Polsce, z okładką, która miała Donalda otoczonego przez rekiny. Skąd to wiem? Miałem wiele komiksów, które miałem od zawsze, jednak jakoś ten konkretny wyjątkowo utkwił w mojej pamięci, pamiętam, że "pojawił się w moim życiu", zabierałem go z sobą gdy szliśmy w gości i po dziś dzień nie mogę patrzeć na tę okładkę czy myśleć o historyjkach w nim zawartych by nie napełnić się potężną nostalgią. Rozwiązaniem zagadki jest moja mama, która kilka lat temu wspomniała mi jak "byłem mały w wózeczku" (trzy latka), wierciłem się, wierciłem... więc kupiła mi po raz pierwszy komiks z Kaczorem Donaldem i nie mogłem przestać go przeglądać z ogromnym zafascynowaniem. Także się zgadza! Zagadka rozwiązana, to musiał być pierwszy. Później rodzice kupowali mi regularnie komiksy, głównie Disneyowskie, ale każdy inny mnie interesował póki był komiksem. Pamiętam, też, że u mojej babci były "Tytusy", dawniej mojego taty, które przeglądałem ilekroć byłem u niej... ku ścisłości księgi XI, XIV i XVI. Oczywiście wtedy nie miały dla mnie tytułów czy kolejności. Po prostu istniały dla mnie równolegle.

A pierwsze zetknięcie z Kajkiem i Kokoszem? Pamięta Pan, kiedy to było?

Też bardzo wcześnie. Jednym z owych komiksów, które miałem "od zawsze" był album "Na Wczasach". Przyznam się jednak bez bicia, że serią zacząłem się "konkretniej" interesować trochę później, mając dopiero jakieś dziesięć lat w górę. Może i dobrze, bo wtedy siadałem do lektury już że świadomością, że to jest coś kultowego, na czym chowały się pokolenia (To jak dziedzictwo narodowe!) dzięki temu każdej lekturze towarzyszyła wielka fascynacja. Zawsze lubiłem czytać komiksy wyobrażając sobie jak to było, gdy czytali to kiedyś w pismach i musieli czekać na kolejny odcinek dzień lub kilka. Ciężko więc by Christa nie był jak studnia inspiracji - jak kreować świat i historię by tętniła przygodami, znakomitymi postaciami.  

Co Pana szczególnie inspirowało, podobało się Panu?

Podobało mi się zawsze, że owszem niby była zawsze jakąś intryga ale było pełno przestrzeni na wątki poboczne, drobne niepowiązane przygody i całą masę przestrzeni by bohaterowie mogli odetchnąć, pogadać, a my lepiej ich poznać. To takie relaksujące tempo dzięki czemu świat Kajka i Kokosza wydawał się wiarygodny i naturalny, a śliczne chatki i landszafty pomagały sprawie. Aż chciało się tam zamieszkać.

Który album  Kajka i Kokosza (z perspektywy doświadczeń scenarzysty) uważa Pan dziś za najlepszy (scenariuszowo)?

To nie łatwe pytanie bo każdy album doceniam za co innego. Bardzo mi imponują pierwsze trzy historie, za to jak rozbudowane i bogate były - to naprawdę większa sztuka niż się może wydawać pociągnąć taką sagę. Z drugiej strony tam Christa wymyślał na bieżąco, także jako takiego scenariusza całości nie było. Jeśli więc popatrzymy na historie do których scenariusze powstały przed zilustrowaniem [od "Szkoły Latania" w górę] to po długim namyśle jest "Dzień Śmiechały". Mógłbym napisać całą analizę czemu konstrukcja tej historii jest świetna. Niby wiele niepowiązanych przygód, ale wszystkie łączą się w jedną spójną historie, wiele świetnych komediowych momentów - i rozbudowanych żartów, jak i subtelniejszych (Zwróciliście kiedyś uwagę na rybę co wisi z pleców jednej grodzianki? To nawiązanie to Francuskiej wersji Prima Aprilisa, gdzie dzieci przylepiają sobie papierowe ryby do pleców - byłem pozytywnie zaskoczony, gdy to pierwszy raz czytałem, że Christa przemycił tego typu odwołanie) A i poza humorem jest też miejsce na przygodę i trwogę - cały początek z Dziadem Borowym.No i wszystko napędzają postacie i ich osobowości, które tętnią swoim bogactwem. Bardzo lubię kadr, gdzie Kajko, Kokosz i Łamignat błagają o przebaczenie zrelaksowaną Jagę. Miło zobaczyć, że i Ona ma swoje momenty figlarności. Także - To już poza scenariuszem, ale dodam, że to dodatkowo album w którym Christa miał najlepsze rysunki, ale to już moje zdanie. 

Jakie było pierwsze uczucie, którego Pan doświadczył kiedy otrzymał Pan propozycję napisania scenariusza do "Nowych przygód" Kajka i Kokosza? A jakie były kolejne uczucia?

"Wniebowzięcie". Chyba tak najlepiej to określić. Dzieje się coś surrealnego, ale mam świadomość, że dzieje się naprawdę. Na pewno dalszymi emocjami było poczucie obowiązku - mam ciągnąć komiks, wobec którego wiele osób będzie miało spore oczekiwania, więc nie mogę ich zawieść. Chcą oglądać tych bohaterów takimi jak ich pamiętają tylko w nowych sytuacjach. Musi być nowe ale smakować tak jak je pamiętamy. Równolegle i o wiele silniejszym uczuciem było silne nostalgiczne podekscytowanie. Mogę pomóc tym bohaterom przeżyć nowe przygody... Ta ekscytacja towarzyszyła mi przez cały proces twórczy i całe szczęście bo bym zwariował od presji!  

Czy jest Pan zadowolony z wyniku/ów tego procesu twórczego? I z przeniesienia tego, co Pan napisał na karty przez rysowników?

Jestem szalenie zadowolony. Miałem wiele czasu by doszlifować te historyjki, uważam, że świetnie oddały to co chciałem przekazać, a rysownicy byli idealnie dobrani do ich klimatów i każdy gag czy ekspresja zostały uchwycone w sam raz. Łamigant i Zbójcerze to jednak bardzo różne postacie (powiedziałbym nawet, że przeciwne skrajności jeśli o osobowości idzie) więc oczywiste było dla mnie, że te historie będą się nieco różnić pod względem tempa czy dynamiki. 

Jak wygląda scenariusz komiksu napisany przez Pana?

Generalnie moje scenariusze mają formę storyboardu - czyli sam rysuję taki komiks. To przede wszystkim sztuka wizualna i tak łatwiej mi się myśli nad poprowadzeniem opowieści. Ciężej wygrać np. slapstick, gdy muszę to opisać, a łatwiej po prostu zilustrować by było jasne o jakie tempo czy siłę uderzenia mi chodzi. Oczywiście to bazgroły zrobione cienkopisem, którymi rysownicy nie muszą się sugerować. To tylko wytyczne "co się dzieje" w danym kadrze. Prawdziwą wersję wizualnej strony zostawiam to ich wyobraźni i interpretacji - nie mam zresztą problemu jak z dwóch kadrów zrobią jeden lub vice versa. Oni mają z tym o wiele lepsze wyczucie. 

Czym taki scenariusz do komiksu różni się od, np., scenariusza filmowego?

Pracowałem przy jednych i drugich i chyba przy scenariuszu komiksowym jest trochę więcej planowania od strony wizualnej ale i tempa. W filmie mogę napisać,że siedzi dwóch facetów w salonie i gada, a następnie napisać dialog który mają i koniec. Cięcie. Obojętnie jakbym się nad tym dialogiem nie napracował to czy scena będzie dynamiczna i dramatyczna czy będzie się wlec zależy już od reżysera, aktorów, montażysty... to już w ich rękach.

No tak...

Jeśli tę samą scenę przełożyć na scenariusz komiksu, częścią mojego zadania jest rozbić ją na kadry i nadać tempo. Czy mają w jednym kadrze kilka dymków czy tylko po jednym. Czy są puste kadry, gdy ktoś milczy (sugerując pauzy) To taki banalny przykład ale tak to chyba najlepiej zilustrować. W scenariuszu do filmu mogę po prostu napisać "wypada przez okno, upada na ziemię". Przy komiksie muszę to przemyśleć bo zupełnie inaczej czyta się scenę jak ktoś wypada z okna, a w kolejnym kadrze uderza w ziemię, a inaczej jak widzimy między nimi kadr w którym spada... a może spada przez kilka kadrów by było dramatyczniej? A może nie widzimy upadku tylko już leży? I to nie żarty bo jak to scena na początku to wpłynie jak czytamy resztę komiksu. Także tak, wydaje mi się, że przy komiksie trzeba by nieco konkretniejszym jeśli o przebieg akcji "krok po korku" idzie.

Czy w Polsce istnieje szansa na zrobienie kariery jako twórca komiksowy?

Jeśli przez "karierę" mamy namyśli "stałą, pewną pracę z której będzie się wyłącznie utrzymywał"... niestety na tą chwilę nie bardzo, czego nie można powiedzieć o Francji, Belgii czy Japonii. Jeśli natomiast ktoś ma namyśli stworzenie dorobku który będzie lubiany i rozpoznawalny (przysłowiowe "wyrobienie sobie nazwiska") i swobodę regularnego tworzenia - to jak najbardziej, jest to osiągalne. To drugie jest zresztą o wiele cenniejsze.

Jak oceniłby Pan dzisiejszy rynek komisowy w Polsce?

Jest coraz lepiej i lepiej. Nowe wydawnictwa wyskakują jak grzyby po deszczu (nawet jeśli mają 2-3 pozycje) czy wśród nie-komiksowych pojawia się coraz większe zainteresowanie - na ten przykład jakiś rok temu wydawnictwo Sióstr Paulistek wydało bardzo przyjemną mangę o Św. Teresie. I super! Autorów także przybywa w wszechstronnych dziedzinach. Jeszcze kilka lat temu poza Tomkiem Samojlikiem i duetem Maćkiem Jasińskim/Piotr Nowacki pozycji dla dzieci było jak kot napłakał, teraz dzięki inicjatywie Egmontu mamy na rynku co roku coraz więcej pozycji do rodzimych autorów. Komiks przestaje zresztą być u nas postrzegany jako niszowa sztuka dla dzieci... BA! Na ASP miałem o nim wykłady. Byłem zresztą bardzo pozytywnie zaskoczony jakie "Obłęd Hegemona" miał odbicie w nie-komiksowych mediach. Moim zdaniem wszystko zmierza w bardzo dobrym kierunku i raczej nie sądzę byśmy prędko zwolnili tempa.

A w jaką stronę ewoluuje? Czy jest nastawiony na promocję młodych polskich autorów, czy raczej zadowala się klasykami światowymi?

I tych i tych. Na komiksy superhero jest ciągle popyt, ale po długiej przerwie pojawiają się coraz regularniej komiksy franco-belgijskie ("Sisters", "Smerfy", "Sprycjan i Fantazjo"), ale w ostatnich latach wyłaniają się coraz odważniej ze swoimi seriami Polscy autorzy. Duże tu brawa dla Egmontu za ich konkurs na nowy komiks dla dzieci, dzięki któremu pojawiło się kilka naprawdę interesujących serii. 

Między innymi nagrodzony za "komiks w duchu Janusza Christy" w I edycji "Lil i Put". Skąd pomysł na takich bohaterów?

Generalnie te postacie mają genezę w opowiadaniach które pisałem dla samego siebie, hen-hen w czasach gimnazjum, gdy interesowałem się literaturą fantasy i grami RPG... jednak charaktery tych postaci jak i moje własne poczucie humoru bardzo ewoluowały od tamtego czasu, a już do reszty poszli w inną (o wiele ciekawszą) stronę, gdy zaczął rysować ich Piotrek. Zresztą na chwilę obecną uciekamy od trzymania się standardowego fantasy i idziemy we własne twory. Generalnie nie lubię tworzyć bohaterów, którzy są są albo 100% dobrzy albo 100% źli. Lil i Put mają w nosie wszystkie zasady, robią wszystko po swojemu i są kanciarzami... ale jest też bardzo poczciwa strona, są wspierający dla siebie czy Miksji i choć mają momenty złośliwości są całkiem sympatyczni. Jest pewna swojska rodzinna dynamika jaką lubię we wsi Małoludów. Fajnie się to wymyśla i w przyszłych tomów będę chciał tego więcej. 

A czy może Pan zdradzić w jaką stronę rozwijać będą się przygody Małoludów?

Mam wprawdzie sporo pomysłów i scenariuszy ale wole nie wybiegać, aż tak w przyszłość... Na pewno, będą tylko coraz bardziej zwariowane i wesołe. Mogę zdradzić, że jest sporo postaci pobocznych, które będą coraz regularniej powracać w dalszych historiach czy dostawać większe role. Min. mieszkańcy wsi Lila i Puta - Świętopełk, Kieszonka i kilka innych postaci, które mamy ujawnić dopiero w tomie 3... Są zabawni z osobna, ale naprawdę rewelacyjnie „śmiechowo” jest, gdy są wszyscy na raz i nakręcają się nawzajem. Niewykluczone, że pojawią się epizody z Miksją w roli głównej. Lil i Put mają sporą obsadę postaci pobocznych i chcę się nimi pobawić i porozwijać.

Jest Pan też autorem scenariusza do, zilustrowanego przez Romana Pietraszko, komiksu "Żyjesz?.  Trzeba przyznać, że jest to rzecz całkiem inna niż "Lil i Put". Czy była to jednorazowa odskocznia, czy w przyszłości ma pojawić się więcej komiksów w tym stylu?

Mam różne pomysły w bardzo różnych klimatach, choć oczywiście czekają na odpowiednich rysowników. Najwięcej historii mam wprawdzie humorystycznych ale jak raz na jakiś czas byłaby okazja zrobić coś mroczniejszego i melancholijnego jak "Żyjesz?" byłoby super. Bardzo przyjemnie plotło się tamtą historię, zwłaszcza, że lubię czasem tworzyć historie bez dialogu. Uważam zresztą, że to zdrowe by jakiś autor raz na jakiś czas spróbował czegoś 100% odmiennego i nie dla jakiegoś pretensjonalnego gadania o "szukaniu różnych sposobów wyrazu", ale zwyczajnie czasem taki odpoczynek pozwala nabrać nowych pomysłów i perspektyw. Swoją drogą, Romek zrobił wersję "Żyjesz?" w kolorze i chciałbym by kiedyś się tak ukazała. 

Na koniec chciałem zadać jeszcze jedno pytanie. Czy, patrząc na tegoroczny werdykt Akademii Szwedzkiej, za jakieś 10-15 lat, jest szansa aby jakiś scenarzysta komiksowy dostał Literacką Nagrodę Nobla?


Jasne! Możliwe, że nawet i wcześniej!  Wszystko jest możliwe! :)